Wysłany: 2013-07-17, 20:07 Dzień z życia jednej R25
Co tu dużo pisać. Miała być fajna renia, choć sporo było w niej do zrobienia i prawdę mówiąc opłacalność wyprowadzenia jej na ludzi była mocno wątpliwa, ale miała kilka atutów.
Była kupiona w polskim salonie Renault, wyposażenie maksymalne, włączając aktywne zawieszenie, blachy spasowane, nic nie trzeszczało, piszczało, wszystko działało. No ale to w innym temacie rozwinę.
Piszę miała, była, bo to co z niej dzisiaj zostało, to raczej tak należy określić.
Wszystko odbyło się w ciągu kilku sekund, choć sąsiedzi z bloku twierdzą, że trwało pół dnia.
Jeździł sobie taki jeden tam i z powrotem, bywało że na jednym kole, i tego jednego razu nie popisał się przed laskami.
Więcej zdjęć TUTAJ
_________________
-------------------------------------------------------
Przed rozmową ze mną skontaktuj się z lekarzą lub farmaceutem
R25: R25 TX 2,2 J7TA732 KAT B/G 1992
Wiek: 78 Dołączył: 30 Mar 2007 Posty: 538 Skąd: werbkowice
Wysłany: 2013-07-17, 20:54
Tombog napisał/a:
Wszystko odbyło się w ciągu kilku sekund, choć sąsiedzi z bloku twierdzą, że trwało pół dnia.
Jeździł sobie taki jeden tam i z powrotem, bywało że na jednym kole, i tego jednego razu nie popisał się przed laskami.
To są ułamki sekund .
A co z pseudo-motocyklistą
Samochód bardziej zniszczony jak motocykl
Jakaż musiała być szybkość aby przy krawężniku ściąć oponę
Ułamki sekund trwa utrata kontroli nad pojazdem. Reszta potrafi trwać nawet pół minuty, jeśli wiadukt wysoki .
Z relacji świadków wynika, że dwóch kolesi urządziło sobie tor wyścigowy na ulicy i jeździli tam i z powrotem. Stracili panowanie, motor się przewrócił i sunął już bez nich jakieś 20m po asfalcie. Ile musieli mieć na liczniku, to sobie można tylko wyobrazić, skoro Renia przesunięta została o jakieś 30 cm. Kierujący wyszedł w zasadzie poobijany i ocierany, natomiast pasażer trafił do szpitala. Na chwilę obecną to wszystko co wiem.
_________________
-------------------------------------------------------
Przed rozmową ze mną skontaktuj się z lekarzą lub farmaceutem
I wylądował na miejscu dla inwalidy .........umysłowego
Zamiast wklejać sobie naklejki "motocykle są wszędzie" , powinno się wklejać " Uważaj , debile na motocyklach są wszędzie ".
Sam mam zamiasr kupić sobie jeszcze motocykl , gdyż od tego własnie się zaczęła moja jazda po drogach ale czasami aż strach by było wyjeżdzać nim na ulicę .
Co dzień robię jakieś 200km po teranach górskich i mogę śmiało powiedzieć że 90% spotkanych motocyklistów to BEZMÓZGOWCY !!!!. Choć oczywiście zdarzają się normalni , kulturalni i z wyobraźnią motocykliści.
_________________ Nie sztuka być królem. Sztuką jest być dobrym królem.
Wysłany: 2013-07-17, 21:29 Re: Dzień z życia jednej R25
Tombog napisał/a:
Jeździł sobie taki jeden tam i z powrotem, bywało że na jednym kole, i tego jednego razu nie popisał się przed laskami
Tak właśnie się kończy popisywanie przed laskami takich leszczy. Tylko Busiek zna sztukę popisywania się przed laskami, które zaraz po pokazie są jego .
A tak poważnie to wielka szkoda, ale myślę, że da się to uratować. Pas tylny się znajdzie, zderzak też
Jutro jadę do pobliskiego warsztatu, który zajmuje się bezgotówkową naprawą takich szkód. Zobaczymy co powiedzą i jak to wycenią. Branie od PZU szkody całkowitej mija się z sensem, bo co najwyżej mógłbym małą stypę w Bogutalandzie za to zrobić
_________________
-------------------------------------------------------
Przed rozmową ze mną skontaktuj się z lekarzą lub farmaceutem
Nie przesadzaj, że tego nie da się zrobić. Błotniki są, pas tylny też, zderzak również. Lepiej chyba ją uratować (a może to spokojnie zrobić) niż oddać na złom...
Wszystko się zgadza tylko dołóż do tego podłogę bagażnika i tylne zawieszenie i inne klamoty... przy takim uderzeniu może być problem żeby wyprowadzić to na tyle żeby nie zostawiało 4 śladów.. Ja jestem przeciwko złomowaniu R25 albo ich rozbieraniu na części, ale niestety czasami jest to nie opłacalne lub nawet niebezpieczne żeby ratować takie auto Tak samo jakby ci ktoś powiedział żebyś ratował Rekina.. Parę lat temu.. co by sie nie dało nie?? Przespawali by dach, wyprostowali podłogę i auto lata....
Ideałem było by znaleźć "pół budy" oraz fachowca który by te dwie części połączył ( prawdziwego fachowca). Jeździ mnóstwo takich samochodów że o wspawywaniu ćwiartek nie wspomnę. Przy idealnie zrobionej robocie wrecz jest to nie do poznania.
Drugim wyjściem jest "inna" buda i przekładka całości .
Zrobienie tego na podstawie tego co jest , też jest możliwe . Dziś każdy szanujący się warsztat blacharski ma wyciągarki a wręcz całe stanowiska na których potrafią wyprowadzić samochód co do mm.
Widziałem na własne oczy takie roboty i byłem pod wrażeniem .
Z odszkodowaniem mogą być problemy bo ubezpieczyciel może wypłacić lub pokryć koszty naprawy tylko do wysokości szkody całkowitej.
Nie jestem pewny ale można chyba zrobić sobie indywidualną wycenę wartości auta biorąc pod uwagę każdy szczegół ( np. pełne wyposażenie itd ) , ale nie wiem jak to wygląda technicznie i cenowo .
W każdym razie tak jak jagieł , jestem zdecydowanym przeciwnikiem złomowania , cięcia na kawałki i tym podobnym działań.
Własnie wczoraj pomalowałem progi i wyglądają jak nóweczki a wkładając rękę do progu poprzez wymontowany mechanizm pasa kierowcy , blacha jest zdrowiutka , ą że dkryłem dziś gnicie kielichów .....cóż to jest normalne i po prostu trzeba to zrobić.
_________________ Nie sztuka być królem. Sztuką jest być dobrym królem.
Ostatnio zmieniony przez MaciejR21 2013-07-17, 22:20, w całości zmieniany 1 raz
Jagieł albo pomyliłeś mojego Rekina z innym autem, albo nie pamiętasz zdjęć z wypadku . Ja tam mam zniszczony praktycznie cały bok i pół podłogi spotkało się z kierownicą :/.
Z tego co tutaj widać to myślę jak już Maciek napisał dobry fachowiec i nie będzie widać, że coś było bite. Da się zrobić
A więc tak. Byłem dzisiaj w warsztacie, który likwiduje takie szkody bezgotówkowo. Warsztat na wypasie. Blacharnia, lakiernia, rozbieralnia, rama, itp. Wszystko w osobnych pomieszczeniach. Właściciel obejżał zdjęcia, ale tak na prawdę nie musiał. Gdy usłyszał rocznik 92, od razu powiedział, że bezgotówkowo tego się nie zrobi. Doświadczalnie oszacował szkodę całkowitą na max 3000, a koszt naprawy wycenił na około 6000 samej robocizny. Oczywiście z wszelkimi zasadami sztuki.
Dzisiaj zgłosiłem szkodę w PZU. Zobaczymy jak wypadnie wycena. Równolegle uruchomię cwaniaków od odzyskiwania odszkodowań. Oni też parę groszy potrafią wycisnąć z okoliczności.
Andrzeju, jak się uporam z nawałem spraw, to się zdzwonimy i luknę na ten "twój tyłeczek". Może się przyda. Nie wyrzucaj go póki co ..
_________________
-------------------------------------------------------
Przed rozmową ze mną skontaktuj się z lekarzą lub farmaceutem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie moesz zacza plikw na tym forum Moesz ciga zaczniki na tym forum